Strona główna | Mapa serwisu | English version
Serwis pogodowy IMGW
 Aktualna pogoda         »» Prognoza

Wigilia w pracy ;-)

Wigilia w pracy ;-)

Wigilia w pracy! Najpiękniejszy dzień w życiu każdego dobrego pracownika. Wyczekiwany z utęsknieniem przez cały rok. To dziś właśnie facet, który co roku wypierdala z pracy 100 osób (najlepiej tych tuż przed emeryturą - ale są wyjątki) i obcina co roku po 5% z premii wepchnie mi do gardła taką śliczną kanapeczkę z krewetkami. I będzie mi z całego serca życzył wesołych świąt i dużo optymizmu. To właśnie dziś - kiedy mam najwięcej roboty - będę mógł pójść poudawać że śpiewam kolędy razem z innymi ofiarami "tradycji" i licznym gronem jebanych wazeliniarzy. Robota nie zając. Najwyżej przyjdę w sobotę do pracy. Po ponurym zawyciu "Lulajże" (skutecznie na szczęście zgłuszonym przez napierdalające w mózg nagłośnienie estradowe) najweselszy punkt programu. Opłatek. To chyba jedyny dzień, kiedy nie ma kłopotu ze zlokalizowaniem dyrekcji - wystarczy iść po śladach obkapniętej wazeliny. Promienisty szlak zbiega się do tego jednego jedynego. Mroczny przedmiot pożądania, kurwa. Pierwsi w kolejce jak zwykle ci sami. Z reguły najgłośniej kurwiący w ciągu roku, dziś z obleśnym uśmiechem na ryju składają "najszczersze życzenia panie dyrektorze...i dla całej rodziny...". A gówno tak naprawdę cie obchodzi pajacu jego rodzina. No ale nikt nie podejdzie z opłatkiem życząc "obyś chuju parchem porósł, żebyś się tak drutem kolczastym zesrał skurwysynu ponury!". Nie ma się co czepiać. Gorzej jeśli po godzinie przypadkiem znów słyszę "najszczersze tratatata..." i w odpowiedzi "tak tak panie Pawle...to już czwarty raz...pozdrowię małżonkę - przysięgam!". Potem już tylko zajęcia w podgrupach. Im bliżej żarcia tym lepiej. Bo jako że kondycja firmy kiepska, catering zapewnia hotel Sobieski. Czyli wyżerka po byku. Czego nie trzeba udowadniać. Wystarczy popatrzeć na przeobrotnych kolegów nakładających sobie na maciupeńkie talerzyki to co kucharz z trudem na wielkiej tacy zmieścił. Myślicie że głodni? Hehehe...nic z tych rzeczy. Po skompresowaniu żarcia zapierdalają do siebie do pokojów. I upychają trofea w menażki, plastikowe pojemniczki i torebki foliowe. Bo do świąt się zawsze trzeba przygotować. Dopiero jak walizy już pełne - można spokojnie glamiąc ryjem stanąć gdzieś w okolicach "kofanego derechtora". Najlepiej za plecami, tak żeby wszystko słyszeć dobrze. A nuż widelec będzie o czym plotkować przez następne pół roku. I tak dopóki żyje ostatni śledzik. Do ostatniego winogrona. W szafce lekarstwo na wątrobę czeka - wiadomo, za darmochę się nażreć można, więc żremy do wypęku. Chciałoby się olać ten jakże religijny wątek z życia wyrobnika. Bo od świętowania Wigilii to ja mam rodzinę i przyjaciół. Ale ni kuta. Obecność obowiązkowa, a gdy uda się "zapomnieć niechcący" to telefony się zaczynają urywać. To dzwonią "zatroskani". Ci którzy (we własnym mniemaniu) mogą mniej we firmie i koniecznie muszą mi złożyć życzenia. Na siłę kurwa. "Ręce do góry skurwysynu! Mery Christmas! Rozumiesz". Ci życzliwi naprawdę takich rzeczy nie robią. Wiedzą o co chodzi, i najczęściej sami są zajęci unikami... Po wszystkim pozostaje wielki kac i uczucie obrzydzenia. Doskonałym uzupełnieniem tego "świątecznego nastroju" byłby pokaz np. Rambo osiem, występ striptiserki i obecność kilku dragdilerów na sali. Nie na miejscu jest jedynie choinka i opłatek. Holy Shit!

 

 


-->